Harley-Davidson Icons: Fat Boy Gray Ghost wraca na asfalt i błyszczy, aż oczy bolą

motogen.pl 4 godzin temu

Harley-Davidson w rocznicowym stylu i z przytupem wypuścił właśnie piątą ikonę z limitowanej serii Icons Collection. Oto Fat Boy Gray Ghost, czyli maszyna, która nie tyle celebruje 35-lecie modelu Fat Boy, co je rozświetla jak reflektor LED w ciemnej dolinie ego motocyklisty.

I nie, to nie jest kolejny „specjalny lakier i naklejki”, tylko pełnoprawny hołd dla kultowego „fat customa”, który od 1990 roku robił robotę – najpierw w garażu, potem na ekranach kin, a dziś w zbiorach muzeum. I co najważniejsze – przez cały czas wygląda jak motocyklista po sezonie: szeroki, ciężki i zadowolony z życia.

Jak chrom? Nie. Lepiej niż chrom.

Lakier o nazwie Reflection to nie chwyt marketingowy, tylko fizyka kwantowa dla lakierników – powłoka PVD, czyli odparowywanie aluminium w próżni, które nadaje zbiornikowi i błotnikom głębię godną jeziora w bezwietrzny dzień. A potem wszystko pokryte bezbarwnym lakierem, żeby błysk nie zszedł przy pierwszym myciu.

W efekcie motocykl wygląda, jakby ktoś go wyklepał z żywego metalu i wypolerował do granic rozsądku. W zestawie znajdziesz też srebrną ramę, żółte detale na silniku i klasyczne, trójwymiarowe emblematy na zbiorniku. I oczywiście frędzle. Bo Harley bez frędzli to jak bourbon bez dębowej beczki.

Limitowany. Dosłownie.

Wyprodukowano tylko 1990 egzemplarzy – nieprzypadkowo, bo właśnie wtedy świat poznał pierwotnego Fat Boya. Cena? W Polsce startujemy od 31 670 euro (około 131 tys. zł), czyli mniej więcej tyle, ile kosztuje wizyta u psychoterapeuty przez dekadę. Ale za to masz terapię w postaci V-twina o mocy 101 KM i momencie 165 Nm.

Silnik? Toż to prawdziwy custom

W ramie siedzi nowy Milwaukee-Eight 117 Custom – potwór o większym pazurze niż model 114 z 2024 roku. Do tego wydech 2-w-2 z dźwiękiem, który sprawia, iż wilki wyją z zazdrości, a tłumiki z nowoczesnych materiałów wyciszają tylko to, co nie brzmi jak Harley.

Głowice mają przeprojektowaną komorę spalania, przez co temperatura silnika jest akceptowalna na tyle, iż można jechać przez miasto w środku sierpnia i nie eksplodować.

Zawieszenie i elektronika? Zmiany na plus

Nowy widelec typu dual bending valve dba o kontakt z nawierzchnią, tylne zawieszenie ma hydrauliczną regulację ukrytą pod siodłem, a zestaw systemów wspomagających jazdę (ABS-C, TCS-C, DSCS-C, TPMS itd.) działa jak anioł stróż z chipem. Nowością są też tryby jazdy: Road, Rain i Sport – w zależności, czy jedziesz na zlot, do pracy, czy po emocje.

Dodano również: pełne LED-y, nowy port USB-C, bardziej dostępne gniazda do grzanego ciucha, a także nowy licznik 5-calowy z analogowym prędkościomierzem i cyfrowym wyświetlaczem. Na ekranie – wszystko, co trzeba: tryb jazdy, bieg, przebieg, a może i motywacja do życia.

Historia grubasa

Fat Boy nie wziął się znikąd. W latach 80. w Montrealu powstał custom o nazwie Lowboy, który wpadł w oko szefostwu H-D. Pomysł podchwycono, przemielono i w 1990 roku narodził się Fat Boy – z pełnymi kołami, srebrnym lakierem i… żółtymi dekielkami.

Potem była Daytona, test wśród motocyklistów, i historia ruszyła. Kiedy sportowe ścigacze mierzyły czasy okrążeń, Fat Boy mierzył spojrzenia przechodniów. A kiedy trafił do „Terminatora 2”, stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych motocykli świata.

Na przestrzeni lat przeszedł przez silniki Evolution, Twin Cam i Milwaukee-Eight. Miał wersje Lo, S, CVO i najróżniejsze stylistyczne wcielenia – od klasyki po Dark Custom. Ale zawsze jedno pozostało niezmienne: Fat Boy nie prosi o uwagę. On ją po prostu kradnie.

Idź do oryginalnego materiału