Zamiast "osiemnastki" pogrzeb. Chcą ukarania winnych śmierci Maksa

polsatnews.pl 1 godzina temu

Maksymilian zginął potrącony na pasach przez dwa auta. Drugi z kierowców ciągnął ciało 17-laka pod lub za swoim autem przez 1,5 kilometra. Odjechał. Nigdy go nie odnaleziono. Rodzina Maksa twierdzi, iż śledczy zrobili w tej sprawie zdecydowanie za mało, by ustalić dokładny przebieg wypadku i wymierzyć sprawiedliwy wyrok. Materiał "Interwencji".

Maksymilian miał 17 lat. W styczniu ubiegłego roku zginął w wypadku samochodowym w miejscowości Cielcza w Wielkopolsce.

- 24 stycznia 2024 o godz. 7:10 syn chciał przejść przez przejście na drugą stronę jezdni, na przystanek do szkoły. Został potrącony przez samochód jadący z Mieszkowa, upadł na jezdnię, którą ze strony Jarocina jechał inny samochód. Auto ciągnęło syna w stronę Mieszkowa przez półtora kilometra - opowiada Anita Langner.

Cielcza. Jak dokładnie zginął Maksymilian?

Zapytaliśmy śledczych, czy 17-latek był wleczony pod samochodem, czy za samochodem? Nie wiedzą.

- Mogę wskazać, iż z relacji świadków wynika, iż miało dojść do kontaktu z drugim samochodem, miał być dźwięk przypominający uderzenie. Natomiast kategoryczne ustalenia nie zostały poczynione - mówi Maciej Meler z Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.

Niedawno zapadł wyrok dla kierowcy, który jako pierwszy potrącił Maksa. Kara to rok więzienia, ale w zawieszeniu na dwa lata. Zatem kierowca nie pójdzie do więzienia.

- Obecny wyrok to jest mniej niż zero dla mnie. To nie jest wyrok. Dzisiaj potrafią większe kary dostać za zwierzęcia niż za człowieka - uważa dziadek 17-latka Hieronim Andrzejczak.

ZOBACZ: "Interwencja". Rozstawiają w domu dziecięce baseny. Bezradność mieszkańców kamienicy

Kierowcy drugiego auta, które ciągnęło 17-latka przez prawie 1,5 km, do tej pory nie udało się odnaleźć. Zdaniem pana Hieronima to niemożliwe, by ktoś nie zauważył, iż ciągnie samochodem człowieka.

- Spędziłem 54 lata za kierownicą, pięć lat na międzynarodówce. Ktoś nie poczuł, iż w coś uderzył i ciągnie za sobą? Nie uwierzę w to - mówi.

- Z naszych ustaleń wynika, iż był to samochód marki Volkswagen Passat, koloru najprawdopodobniej granatowego ze srebrnymi relingami i wstawkami przy szybach. Natomiast nie udało nam się ustalić numeru rejestracyjnego oraz kto poruszał się tym samochodem - informuje Agnieszka Zaworska z policji w Jarocinie.

- Czy syn im się odczepił, czy kręcili kierownicą, żeby im się odczepił? Na pewno uciekali, bo nie wierzę, iż nie wiedzieli, iż kogoś potrącili. Tym bardziej iż świadek powiedział, iż samochód aż podskoczył - dodaje Anita Langner.

"Zrobili wykroczenie z wypadku"

Rodzina Maksymiliana dostała pismo z prokuratury, z którego wynika, iż drugi sprawca jest poszukiwany tylko za nieudzielenie pomocy, co jest jedynie wykroczeniem. Według naszych informacji kwalifikację czynu zmieniono niedawno na przestępstwo.

- W styczniu tego roku zrobili nam wykroczenie z naszego wypadku, w dniu 23 stycznia 2026 zamyka nam się możliwość ścigania drugiego sprawcy, bo to jest wykroczenie, a gdyby było przestępstwo, to mamy 20 lat albo choćby dłużej - mówi Anita Langner.

- Nie mogę tego potwierdzić, dziś miałem okazję zapoznać się z materiałami, to postępowanie odnośnie drugiego z kierujących jest prowadzone w kierunku spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym - informuje Maciej Meler z Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.

ZOBACZ: "Interwencja". Kulisy zbrodni w Starej Wsi. Tajemnice Tadeusza Dudy

Rodzina Maksa zapowiada odwołanie od łagodnego wyroku dla pierwszego kierowcy. Bliscy nastolatka nie wierzą w to, iż śledczy zrobili wszystko, by odnaleźć drugiego kierowcę. W tej sprawie napisali list do ministra sprawiedliwości.

- Każdy dom ma kamerę i żadna kamera nic? Tłumaczą się pogodą, iż nie widać - opowiada Hanna Szymańska.

- Zabezpieczono monitoringi, podjęto próbę polepszenia obrazu z kamer. Weryfikowano także kwestie telefonów komórkowych - odpowiada Maciej Meler z prokuratury w Ostrowie Wielkopolskim.

- My po wypadku jeździliśmy od domu do domu. Pytaliśmy, czy są kamery i czy była policja. Przeważnie, w co trzecim nie było policji, a nagranie po dwóch tygodniach się upłynnia - opowiada Anita Langner.

- Mówił: ciocia, będziemy się u mnie na "osiemnastce" bawić. Będzie taka wspaniała impreza. Jeszcze dwa dni przed śmiercią sobie wszystko ogarnął. A tu impreza się nie odbyła, tylko odbył się pogrzeb - podsumowuje Hanna Szymańska.

Materiał wideo dostępny na stronie programu "Interwencja".

WIDEO: Współprzewodnicząca Razem krytycznie o działaniach rządu. "Mydlenie ludziom oczu"
Idź do oryginalnego materiału