Zabieram klucze do mieszkania. Nie dostaniesz ode mnie ani grosza, mamo…

twojacena.pl 10 godzin temu

Klucze do mojego mieszkania zabieram. Nie dostaniesz już ode mnie ani grosza, mamo…

Weronika poznała Krzysztofa na ulicy. Spyła się do klubu sportowego, ale światło wciąż nie chciało się zmienić. Rozejrzała się. Między samochodami zrobiła się luka, więc pomyślała, iż zdąży przebiec. W tym momencie zza zakrętu wyłonił się samochód, którego kierowca też się spieszył. Żółte światło zachęciło go do przyspieszenia. Wyglądało na to, iż auto i Weronika nieuchronnie się spotkają. Na szczęście kierowca zdążył zahamować i skręcić. Cudem nic się nikomu nie stało. Czerwone światło zatrzymało ruch.

Od huku hamulców Weronika zastygła na środku jezdni, zamykając oczy i czekając na uderzenie. Zamiast niego usłyszała jednak krzyk mężczyzny, który wysiadł z auta.

— Co ty, życia ci nie szkoda? Jak nie dbasz o siebie, to pomyśl o innych! Po co rzucasz się pod koła? Nie mogłaś chwilę poczekać? Tak ci się spieszyło…?

Weronika otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą czterdziestolatka z wykrzywioną złością twarzą.

— Boże, przepraszam… — Weronika złożyła ręce jak do modlitwy. — Syn ma zawody, byłby obrażony, gdybym nie zdążyła. Tak się przygotowywał… Już i tak jestem spóźniona. Szef nie chciał mnie wcześniej wypuścić. Muszę być na jego występ. Każda minuta się liczy — zasypała słowami, aż nagle urwała.

Kierowca uważnie jej słuchał. Gdy przestał krzyczeć, okazał się całkiem przystojnym i sympatycznym facetem. Weronika się speszyła.

Światło znów się zmieniło, a samochody ruszyły. Mężczyzna chwycił Weronikę i odciągnął na chodnik.

— Do klubu sportowego się spieszyłaś? — spytał już spokojniej.

— Tak. Skąd pan wie? — Weronika powoli dochodziła do siebie.

— Właśnie powiedziałaś, iż na zawody. Wsiadaj, podwiozę cię.

— Oj, nie trzeba… — zaczęła wymigiwać się Weronika.

— Wsiadaj! — ryknął.

Weronika podreptała do auta. W trzy minuty byli pod klubem. Mężczyzna też wysiadł.

— Zaraz, ja sama… — mamrotała.

— O co chodzi?

— Tato! — Do mężczyzny podbiegła nastolatka z plecakiem.

Przytulili się, wrócili do auta. Weronika stała jak urzeczona. W końcu otrząsnęła się i pobiegła do klubu.

Tak poznała Krzysztofa. Czasem z przypadkowego spotkania i nerwów na drodze rodzi się coś więcej.

Weronika zdążyła na występ syna. Wbiegła na salę, gdy ogłaszano jego wyjście z partnerem. Zajął trzecie miejsce.

— No to co, na lody? Zaliczymy twoje zwycięstwo? — spytała, gdy Tomek wyszedł z szatni.

— Ale ja nie wygrałem. Tylko trzecie miejsce — burknął.

— „Tylko trzecie” — przedrzeźniła go. — No bez jaj. Ilu chłopaków startowało? A podium to tylko trzech, i ty tam jesteś. Jestem z ciebie dumna. Następnym razem będziesz pierwszy. — Poklepała go po ramieniu. — Denerwowałeś się?

— Troszkę. Jedźmy do domu. Jestem zmęczony. Myślałem, iż nie przyjdziesz.

Trzy dni później Weronika znów spotkała mężczyznę pod klubem.

— Pan? Znów po córkę?

— Jestem Krzysztof. Nie, jej trening skończył się dwie godziny temu. Czekałem na ciebie. — Zawahał się. — Chciałem spytać, jak syn? Udało ci się?

— Tak, dzięki panu. Zajął trzecie miejsce.

— Super! Więc nie na darmo ryzykowałaś życiem. — Roześmiali się.

Podszedł do nich chłopak.

— To twój syn? — spytał Krzysztof.

— Tak, Tomek. A to Krzysztof…

— Bez „pan”. Po prostu Krzysztof. — Wyciągnął dłoń.

Tomek podał swoją, a Krzysztof mocno ją uścisnął. Pod ich blokiem zaproponował, żeby w weekend poszli na zawody seniorów.

— Naprawdę? Mamo, chodźmy! — ucieszył się Tomek.

— To ustalone? — Krzysztof spojrzał na Weronikę z nadzieją.

— Nie jestem wielką fanką zapasów… — wzruszyła ramionami.

— Masz moją wizytówkę. Zapisz numer, żebyś wiedziała, iż to ja dzwonię.

— A ja nie mam wizytówek. — Weronika wyjęła telefon i wybrała podany numer.

— Dzięki, zapisałem — odrzucił połączenie.

— Kto to, mamo? — spytał Tomek, gdy wchodzili po schodach.

— Pamiętasz, jak spóźniłam się na twoje zawody? On mnie podwiózł, choć wcześniej o mało nie przejechał.

— Nic mi o tym nie mówiłaś.

— Ale nie przejechał. Dzięki niemu zdążyłam i widziałam, jak wygrywasz.

Zaczęli się spotykać. Coraz częściej Weronika zostawała po pracy, a w dni treningów razem z Krzysztofem odbierali Tomka.

— Mamo, on się w tobie zakochał? — spytał kiedyś chłopak.

— A co, we mnie nie można? Jestem stara czy brzydka?

— Nie. choćby bardzo ładna.

— Dobrze, iż to widzisz. Mam trzydzieści dwa. Dla ciebie jestem mamą, a dla innych — atrakcyjną kobietą. Masz coś przeciwko?

— Nie. A tobie on też się podoba?

— No… tak. — Weronika lekko się zaróżowiła.

— A jego córka będzie moją siostrą?

— Za wcześnie, żeby o tym mówić. Ale nie chciałbyś mieć siostry?

— Nie wiem.

Nie pamiętał ojca. Odszedł, gdy Tomek miał dwa i pół roku. Zawsze marzył, żeby go mieć. Najbardziej bolało go, gdy koledzy chwalili się nowymi telefonami. „Tata mi kupił”. A Tomek zazdrościł. Nie prezentom, ale temu, iż oni mieli tatów.

Gdy Krzysztof dał mu nowy telefon na urodziny, chłopak się ucieszył i przestał być nieufny. Zaczęli się dogadywać.

Po trzech miesiącach Krzysztof oświadczył się i zaproponował wspólne mieszkanie.

— Dość chowania się. Jesteśmy dorośli.

— Nie za szybko? Tomek rozumie. Spotykać się to jedno, a mieszkać razem — to drugie. A twoja żona może wrócić…

— Już o tym mówiliśmy. Ty byś wybaczyła mężowi? Ja nie mogę. Zakochała się w jakimś biznesmenie, zabrała córkę i zostawiła mnie. A gdy on się znudził, wróciła z pustymiPo roku wspólnego życia Weronika i Krzysztof wzięli cichy ślub w rodzinnym gronie, a Tomek z dumą trzymał obrączki, bo w końcu zyskał nie tylko siostrę, ale i prawdziwego ojca.

Idź do oryginalnego materiału