To było kolejne lato, w którym ratownicy górscy mieli pełne ręce roboty. Z czym mierzyli się najczęściej? Na co trzeba szczególnie uważać w górach?
Marcin Szczurek, naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR, wylicza, iż w lipcu i sierpniu (nie licząc ostatniego weekendu wakacji) odnotowano 210 wypadków w Beskidach. 85 interwencji dotyczyło rowerzystów. W porównaniu do wakacji w 2024 roku, interwencji było nieznacznie mniej – wtedy odnotowano 240 wypadków, w tym prawie 100 rowerowych. – Wypadki rowerzystów to jedne z najczęstszych wypadków górskich w okresie letnim. Od początku wakacji zanotowaliśmy ich już ponad 80, co stanowi ponad jedną trzecią wszystkich wypadków w Grupie Beskidzkiej GOPR od 28 czerwca – przekazuje Beskidzki GOPR.
Rowerowe zagrożenia
W ostatnim czasie doszło do kilku poważnych zdarzeń z udziałem rowerzystów. kilka brakowało, a skończyłyby się tragicznie. Najpierw, na niebieskiej trasie na Skolnitach, 50-letni mężczyzna w wyniku urazu podczas wypadku na rowerze doznał nagłego zatrzymania krążenia. Ratownicy bardzo gwałtownie dotarli na miejsce, po kilku minutach od zgłoszenia. Tam świadkowie wypadku prowadzili już resuscytację krążeniowo-oddechową. Zadysponowano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Po około godzinie w wyniku wdrożonych czynności medycznych u mężczyzny wróciły funkcje życiowe. Mężczyzna po przewiezieniu na lądowisko w ciężkim stanie został przetransportowany śmigłowcem LPR do szpitala. Jak się później okazało do zatrzymania krążenia doszło prawdopodobnie w wyniku urazu rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym kręgosłupa. Mężczyzna znajdował się na stosunkowo łatwej trasie.
Druga sytuacja miała miejsce na Przełęczy Kocierskiej w Beskidzie Małym. 45-letni mężczyzna w wyniku upadku na rowerze doznał wielonarządowych urazów – klatki piersiowej, jamy brzusznej, okolic miednicy i kręgosłupa oraz kończyn – górnej i dolnej. Jego stan pogarszał się, ratownicy, aby dotrzeć w miejsce wypadku potrzebowali około 40 min. Po udzieleniu pomocy, wdrożeniu medycznych czynności ratunkowych i ustabilizowaniu stanu, mężczyzna został przetransportowany na lądowisko i przekazany do śmigłowca LPR. W stanie ciężkim został przetransportowany do szpitala w Krakowie. Do wypadku doszło w stosunkowo łatwym terenie, a według relacji rodziny mężczyzna był doświadczonym rowerzystą. To jednak można uznać za nieszczęśliwy wypadek.
Naczelnik GOPR mówi także o jeszcze jednym poważnym zdarzeniu, gdzie prawdopodobnie brawura przyczyniła się do śmierci rowerzysty. Doszło do niego na Soszowie. To masyw górski w Beskidzie Śląskim, położony w pobliżu Wisły. Wypadek miał miejsce na początku sezonu letniego. Śmierć poniósł 25-letni chłopak. Pomimo akcji ratunkowej, nie udało się uratować jego życia. – Co roku mamy do czynienia z dużą liczbą różnego rodzaju wypadków. Szczególnie niebezpieczne są te rowerowe. Jest to coraz popularniejszy sport, rowery górskie stają się bardziej dostępne i korzysta z nich coraz więcej osób w Beskidach. Wakacje były nieco spokojniejsze, ale wzrost liczby wypadków od początku roku to nie jest dobra tendencja. My oczywiście jesteśmy gotowi pomagać, ale z takimi interwencjami zawsze wiążą się dramaty ludzkie. Cieszylibyśmy się, gdyby te liczby spadały – mówi Marcin Szczurek.
Z czego wynika wzrost liczby wypadków? – Dwa wypadki, które podaliśmy tu jako przykład, miały miejsce w miejscach w miarę bezpiecznych. Rowery w górach to sport wysokiego ryzyka, czego ludzie chyba nie do końca mają świadomość. A wystarczyłoby na przykład zainwestować w odpowiedni kask. Kask typu „orzeszek” nadaje się do Parku Mickiewicza w Bielsku-Białej, a nie na Szyndzielnię czy Skrzyczne. Tutaj konieczny jest kask z tzw. gardą. Zdarza się, iż rowerzyści nie mają choćby odpowiedniego ubioru, mam na myśli odpowiednie zbroje rowerowe. Wiadomo, iż ktoś w krótkim rękawku przy ewentualnym wypadku zrobi sobie większą krzywdę, niż gdyby był odpowiednio zabezpieczony – tłumaczy naczelnik.
Zwraca też uwagę na inny aspekt. – Pojawiło się teraz wiele wypożyczalni rowerów. Ludzie chętnie z nich korzystają. Niestety nie prowadzą one statystyk co do na przykład zaawansowania. jeżeli wypożyczasz rower, warto byłoby przejść chociaż podstawowe szkolenie. Wiem, iż pracownicy wypożyczalni dysponują odpowiednią wiedzą i gdyby klient poprosił, na pewno by się nią podzielili. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, powinniśmy odpowiadać za własne decyzje. Tymczasem ludzie rzadko stosują się do jakichkolwiek zaleceń – dodaje. Marcin Szczurek wskazuje, iż od jakiegoś czasu w górach pojawiło się też nowe zagrożenie – hulajnogi górskie. Zdarza się, iż do wypadków dochodzi choćby na łatwych, asfaltowych trasach. Wszystko przez brawurę. – Tutaj potrzebna jest profilaktyka. Jadąc wolniej, choćby przy upadku zrobimy, sobie mniejszą krzywdę – tłumaczy.
Przygotowanie to podstawa
Co jeszcze obserwowali ratownicy w tym sezonie letnim? Przede wszystkim turyści wciąż nie zdają sobie sprawy, jak ważne jest odpowiednie przygotowanie i ekwipunek. – Ostatnio mieliśmy wypadek na Babiej Górze. Kobieta potknęła się i doznała rozległego urazu głowy. Wystąpiło spore krwawienie. Świadkowie co prawda wezwali pomoc i ułożyli bezpiecznie poszkodowaną, ale kiedy została zabrana, zapytałem ich, czy ktokolwiek ma przy sobie choćby małą, podręczną apteczkę. Była tam spora grupa osób. Nikt takiej nie posiadał. Moim zdaniem każdy turysta powinien mieć apteczkę w plecaku. To nie jest wielki koszt, a mógłby znacznie pomóc choćby w tej sytuacji -przekonuje naczelnik.
Kolejny aspekt to niedostosowanie do warunków. Często zdarza się, iż turyści wjeżdżają na szczyt kolejką w niewygodnym obuwiu. Na górze zaś okazuje się, iż warunki pogodowe zaskakują. – Dobre buty to podstawa. Dzięki temu unikniemy poślizgnięcia. Poza tym bezwzględnie trzeba mieć przy sobie jakieś dodatkowe ubranie. Pogoda w górach jest bardzo zmienna – przypomina Marcin Szczurek.
Kolejnym problemem bywa zawziętość turystów. Przyjeżdżają z różnych regionów Polski, planują wyjście w Beskidy i bez względu na wszystko, chcą osiągnąć swój cel. Czasami zabierają też dzieci. Nie chcą się wycofać, choćby gdy trasa okazuje się zbyt trudna. – Raz zadzwonił do nas rodzic dziecka, które przebywało tutaj na obozie sportowym. Gdy powiedział, jaką trasę planuje przejść grupa, stanowczo to odradziliśmy. Trasa była długa i trudna. Ja bym swojego dziecka na taką wycieczkę nie wysłał. Planowanie zbyt wymagających tras uważam za skrajną głupotę. Czasami lepiej zawrócić albo podzielić trasę na mniejsze odcinki – zaleca naczelnik GOPR Beskidy.
Marcin Szczurek przypomina, iż służba ratowników opiera się w główniej mierze na wolontariacie. – Ratowanie to jest nasze zadanie, mamy 350 ratowników, w tym tylko 22 zawodowych, w okresie letnim w weekendy działa siedem stacji ratowniczych na terenie Beskidów. Nie wszędzie jednak jesteśmy w stanie gwałtownie dotrzeć. Dlatego tak ważne jest, aby turyści byli dobrze przygotowani. Kiedyś ludzie mieli w sobie więcej pokory wobec gór i tych wypadków było mniej – wskazuje nasz rozmówca.
– Przede wszystkim trzeba dobrze zaplanować wycieczkę. Dostosować ją do uczestników, najlepiej do kondycji najsłabszego członka. Należy wziąć pod uwagę porę dnia i wybrać wcześniej miejsca do odpoczynku. Oczywiście istotny jest też ekwipunek. Telefon z aplikacją „Ratunek”, latarka czołówka i podstawowa apteczka w plecaku to podstawa – radzi ekspert. – Najlepiej też poinformować kogoś bliskiego, gdzie idziemy, skąd i dokąd. A później zameldować się na szczycie. Wystarczy krótki SMS. Później – w razie nieszczęścia – wiemy, iż ktoś miał dotrzeć na górę, nie dotarł i w jakim rejonie go szukać.
Lato się kończy, ale przed ratownikami kolejne wyzwanie. Jesienią wiele osób będzie odwiedzać górskie szlaki w poszukiwaniu grzybów. – W większości są to starsi ludzie. Zdarza się, iż nie zabierają choćby telefonu, a to niedopuszczalne. Bez telefonu nie mamy jak wezwać pomocy, gdy się zgubimy, skręcimy nogę itd. Zawsze lepiej iść z kimś niż samemu. Druga osoba będzie w stanie nam jakoś pomóc, gdy cokolwiek się stanie – sugeruje Marcin Szczurek.